Showing posts with label Polski. Show all posts
Showing posts with label Polski. Show all posts

NETMEDIA SA Zawiadomienie o wyborze najkorzystniejszej oferty w przetargu Frontex

http://www.money.pl/gielda/komunikaty/komunikat/NETMEDIA,NEM,komunikaty;gieldowe,netmedia;sa;zawiadomienie;o;wyborze;najkorzystniejszej;oferty;w;przetargu;frontex,268409.html

Zarząd NETMEDIA S.A. informuje, że w dniu wczorajszym powziął od swojego podmiotu zależnego - NETMEDIA BUSINESS TRAVEL Spółka z o.o. z siedzibą w Warszawie (zwanej dalej "NBT"), informację o wynikach przetargu otwartego Frontex/OP/290/2011, prowadzonego przez Frontex (Europejska Agencja Zarządzania Współpracą Operacyjną na Granicach Zewnętrznych Państw Członkowskich Unii Europejskiej) z siedzibą w Warszawie, na usługi w zakresie organizacji podróży (rezerwacja środków transportu i hoteli) dla Frontex'u.

Zgodnie z otrzymaną informacją oferta złożona przez NBT została uznana za najkorzystniejszą w przeprowadzonej procedurze przetargowej. Podpisanie umowy nastąpi po upływie czternastu dni kalendarzowych.

Szacowana przez Frontex wartość zamówienia wyniesie między 7,2 a 8,8 mln EUR (między 29,6 a 36,2 mln PLN) w okresie 48 miesięcy. Więcej szczegółów Zarząd NETMEDIA S.A. przekaże po podpisaniu umowy.

Niemieccy celnicy zszokowani sytuacją na granicach europy.

Sposób traktowania imigrantów na granicy pomiędzy Turcją i Grecją zaszokował niemieckich policjantów. Funkcjonariusze pracujący dla FRONTEXu donoszą o postrzeleniach i nieludzkim traktowaniu w aresztach deportacyjnych.

Policjanci z Hamburga, wysłani w celu realizacji zadań FRONTEXu, są wstrząśnięci scenami jakie zaobserwowali na granicy grecko-tureckiej. Uchodźcy są brutalnie, fizycznie powstrzymywani od przekraczania granicy, częste są przypadki ostrzeliwania z helikoptera ludzi uciekających przez pole minowe. Zatrzymani transportowani byli zniszczonymi, pozbawianymi okien i siedzeń busami do aresztów deportacyjnych, gdzie przetrzymywani i przesłuchiwani byli w nieludzkich warunkach.

Warunki sanitarny były tak kiepskie, że funkcjonariusze zmuszeni byli nosić maski i rękawiczki. Standardy postępowania do tego stopnia odbiegały od niemieckich przepisów, iż oficer dowodzący zakazał swoim niemieckim podwładnym brania udziału w niektórych misjach.

Pod koniec listopada 2010 roku, niemiecki zespół ministerstwa spraw zagranicznych dokonał oceny sytuacji w Grecji. Oficjalne stanowisko wzywa Grecję do "poprawienia sytuacji uchodźców".

źródło: http://www.spiegel.de/politik/ausland/0,1518,734123,00.html

Blood & Honour

Ramię w ramię z Frontexem obronimy Matkę Europę przed czarnuchami, błotnymi rasami I innymi darmozjadami - Blood & Honour (plakat zapraszający na konferencję na UW)


Żeby uwolnić rynek, wiele osób wysłano za kratki - Eduardo Galeano


W poniedziałek 17. stycznia Uniwersytet Warszawski ugościł szefa unijnej agencji deportacyjnej FRONTEX, gen. Ilkke Leitinena i byłego szefa MSW w Wielkiej Brytanii, Charlesa Clarke’a.


Temat panelu, „Forteca Europa? Przyszłości unijnej polityki imigracyjnej” nakreślił ramy dyskusji charakterystyczne dla niemal wszystkich eksperckich debat nt. imigracji. Imigranci, zwykle na tych debatach nieobecni, traktowani są jednocześnie jako problem i szansa dla Europy. Specjaliści wpisujący się w ten dyskurs rzekomo odrzucają rasistowski ekstremizm, który zdobywa coraz większy posłuch w Europie. Zamiast jednak podjąć próby doszukania się przyczyn faszyzacji nastrojów w UE, owi eksperci, dla których prawa człowieka są tożsame z prawami wolnego rynku, de facto krytykują ekstremistów tylko za to, że nie potrafią dostrzec iż imigranci odpowiadają na dzisiejsze potrzeby starzejącej się Europy, której po prostu brakuje rąk do pracy. Niemniej, ponieważ w stronę Unii mknie dzika, potężna fala imigrantów, prawdziwe imigranckie tsunami, zdolne zalać nasz kontynent wraz z jego unikalnymi wartościami (tu zazwyczaj eksperci zasilają swoją retorykę terminami z dziedziny żeglugi morskiej) niezbędna jest skuteczna ochrona unijnych granic, oczywiście prowadzona w „poszanowaniu najwyższych standardów europejskich.”


Celem panelistów „Fortecy Europy?” była więc rozpaczliwa próba ukrycia perwersyjnego stosunku do ludzi uznanych za nieeuropejskich. Pożądać ich i odrzucać- to nie lada wyzwanie w łonie cywilizacji, męczonej wspomnieniem ludobójstw, pośród których targ niewolników I rampa w Auschwitz, to dwie strony tego samego koszmaru. Konferencja na UW dowiodła jednak, że entuzjaści „Fortecy Europy” w ślad za innymi apologetami wolnego rynku w ogóle nie chcą zmieniać ostrego kursu ku temu co zwą postępem. Zdaje im się, że po drodze muszą jeszcze tylko załatwić jedną formalność – upozorować konflikt z jawnymi rasistami w kwestii podejścia do emigrantów. Trzeba przyznać, że w/w paneliści starali się o to jak na zawodowych hipokrytów przystało. Mianowicie przez prawie 3h okadzali oficjalnie wyrażoną w programie konferencji (sic!) konieczność pozyskiwania siły roboczej „z zewnątrz” frazesami o Wolności, Sprawiedliwości i Bezpieczeństwie, które to wartości Frontex żywcem dokleja do swego logo. Na sali nie zabrakło klaki, lecz kiedy okazało się, że monopol na udział w dyskusji zdobyli ludzie odnoszący się do opinii ekspertów radykalnie krytycznie, dumny jak sztandar z początku Gen. Leitinen zmienił stopniowo swoje podejście na ”ja tu tylko pracuję.”


Logikę mainstreamowych specjalistów od imigracji najcelniej oddaje obserwacja niekwestionowanego boga-stwórcy wolnego rynku, Adama Smitha: „popyt na ludzi, tak jak na każdy inny towar, ściśle reguluje jego produkcję; przyspiesza się produkcję ludzi, gdy idzie ona zbyt wolno, zaś zatrzymuje się ją, gdy zbyt prędko postępuje”[1].


Ten surowy osąd urzeczywistnia się dziś przede wszystkim w polityce wobec imigrantów, wyzbytych wszelkich praw przysługujących „pełnoprawnemu obywatelowi” – ich życie ma wartość nie większą niż ich utowarowiona praca. Brak rynkowej wartości uzasadnia ich nieludzki wyzysk, dyskryminację, czy nawet eliminację. Jednak metki „made in Laos, China, Cambodia, Pakistan...” wiszące na modnych garniturach ekspertów ds. migracji wskazują, że dziś nawet towar ma większą swobodę ruchu niż ludzie. Generał Leitinen jak dziecko musiał wypierać się prawdy ujawnionej przez Der Spiegel i niemieckich strażników granicznych, którym dowództwo FRONTEX-u kazało strzelać do imigrantów uciekających przez pole minowe na granicy Grecji i Turcji. Brytyjski minister Spraw Wewnętrznych, zdecydowanie bardziej doświadczony niż generał, wolał zarzucić jego krytykom, że są wybiórczy, nie uznając zasług szefa FRONTEX-u w ściganiu międzygranicznych przemytników ludzi, którzy dopuszczają się okropieństw wobec imigrantów. Zapomniał, że przecież władze UE domyślnie uznają imigrantów za przestępców winnych zbrodni przekroczenia granicy, choćby ci uciekali z zalanych krwią gór Hindukuszu czy z toksycznych pól naftowych w Delcie Nigru [2]. Dlatego też, inaczej niż Charles Clark, ludzie ci nie mogą wsiąść w autobus Eurolines ani wykupić biletu w Ryanair – uznani przez władze UE za nielegalnych, skazani są na użycie nielegalnych środków transportu, nierzadko zasilając budżety lokalnych mafii. Bezsprzeczną winę za to ponoszą europejscy architekci polityki migracyjnej.


Co się jednak dzieje z ludźmi, którym uda się przebrnąć przez mury Twierdzy Europy mimo humanitarnych starań straży podwładnych generałowi Leitinenenowi? W Polsce przebywa dziś ok. pół miliona ludzi uznanych przez władze za „nielegalnych”. Od maja, gdy powołaliśmy grupę oporu przeciw systemowej represji wobec imigrantów, nieustannie zbieramy informacje i staramy się interweniować, gdy kolejny zatrudniony bez umowy dostaje śmieszną złotówkę za całe miesiące roboty w pocie czoła i w poniżeniu, kolejna „nielegalna” kobieta nie może urodzić dziecka w publicznym szpitalu, kolejny student trafia z drogi na egzamin wprost do obozu deportacyjnego, wraz z całą rzeszą innych ofiar rutynowych łapanek, którzy a to nieuważnie zwrócili się o pomoc policji po pobiciu przez neonazistę, a to po prostu akurat przeszli przez ulicę na czerwonym świetle. Tymczasem nasz kraj jest sygnatariuszem Międzynarodowej konwencji o zwalczaniu i karaniu zbrodni apartheidu z 1973 roku, która termin „apartheid” definiuje jako: podjęcie legislacyjnych lub innych środków mających uniemożliwić grupie lub kilku grupom rasowym uczestniczenie w życiu politycznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym kraju I rozmyślne tworzenie warunków uniemożliwiających pełny rozwój takiej grupy lub grup, w szczególności przez pozbawianie członków grupy lub kilku grup rasowych wolności i podstawowych praw człowieka, a mianowicie prawa do pracy, prawa do tworzenia legalnych związków zawodowych, prawa do nauki, prawa do opuszczania swego kraju i powrotu do niego, prawa do posiadania obywatelstwa, prawa do swobodnego poruszania się i wyboru miejsca zamieszkania […] oraz prawa do swobodnego tworzenia pokojowych zrzeszeń i stowarzyszeń; [...] (artykuł IIc Konwencji), a także jako wyzyskiwanie pracy członków jednej lub kilku grup rasowych (art. II e). Ten rodzaj wykluczenia jest codziennością dla wszystkich „nielegalnych”

w Polsce i reszcie krajów członkowskich – żadna „Oda do Radości”, czy zaklęcia typu „Libertas, Securitas, Iustitia” nie odczarują brutalnej rzeczywistości europejskiego apartheidu. Dramatyczny opór imigrantów wobec tej rasistowskiej polityki – wyrażony choćby w apelu komitetu strajkowego 300 ludzi, którzy 25. stycznia zaczną w Grecji głodówkę – jest wystarczająco głośny żebyśmy uznali, że ustawy Unii Europejskiej mają się nijak do fundamentalnych praw ludzi represjonowanych na tym kontynencie.


Tym samym, żaden ekspert, żadna organizacja pozarządowa ani wyższa uczelnia nie ucieknie od faktu, że jej dyskusje na temat imigrantów nie mają nic wspólnego z demokratyczną debatą póki jej główny podmiot – sam imigrant – jest z niej wykluczony, w konsekwencji czego traktuje się go wyłącznie jako przedmiot zarządzania, „zasób ludzki” czy „kapitał”, zgodnie z wytycznymi Adama Smitha. Tego typu debaty, które pogłębiają wykluczenie imigrantów poszerzając zakres stosowanej wobec nich przemocy o wymiar symboliczny, jedynie ukonsekwentniają rasistowską, systemową represję, której na imię apartheid.


Dlatego z perspektywy imigranta dywagacje, czy Blood & Honour rzeczywiście promował konferencję z udziałem szefa FRONTEX-u, czy też była to prowokacja, nie mają większego znaczenia, póki w biały dzień musi wykazać się równie dobrym sprytem i kondycją fizyczną uciekając przed represjami ze strony łysych palantów oraz międzynarodowej organizacji o wielomilionowym budżecie.


RAS no-border (Warszawa, 19.01.2010)


····


[1] Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, (1776). W oryginale: "the demand for men, like that for any other commodity, necessarily regulates the production of men; quickens it when it goes on too slowly, and stops it when it advances too fast. It is this demand which regulates and determines the state of propagation in all the different countries of the world". Teza Smitha oparta była na obserwacji m.in. polityki hiszpańskich konkwistadorów, którzy w pierwszej fazie kolonizacji – poszukiwaniu terenów do zamieszkania – wytępili 9 z 10 milionów rdzennych mieszkańców dzisiejszego Meksyku, z czasem zaś, gdy po odkryciu obfitych złóż cennych kruszców radykalnie wzrosła potrzeba rąk do pracy, stworzyli dla ocaleńców programy socjalne w celu odbudowy ich populacji (patrz: Sven Lindqvist, Wytępić całe to bydło, wyd. WAB 2009).


[2] Katastrofa na miarę wycieku spowodowanego przez BP w Zatoce Meksykańskiej zdarza się w gęsto zaludnionej Delcie Nigru każdego roku. Desperackie protesty lokalnych mieszkańców są konsekwentnie tłumione przez ochronę firm wydobywczych oraz państwową policję, jak to miało miejsce w stanie Akwa 1 maja 2010 roku po wycieku rurociągu ExxonMobil. Wielu nigeryjskich imigrantów w Polsce, w tym zabity przez warszawską policję Max Itoya, pochodzi z regionu Delty Nigru.

Frontex: kompetencje do granic możliwości

Le Monde Diplomatique (Edycja Polska)

Podczas gdy Polska przygotowuje się do przejęcia prezydencji w UE, dzienniki wszystkich krajów Unii grzmią: „czy 300 tys. uciekinierów z Libii zaleje Europę?", „imigracyjne Tsunami na Lampedusie", „fala uchodźców nadchodzi". Wobec „groźnego żywiołu", jakim mają być imigranci, rządy europejskie dotąd sięgały po wsparcie krwawych północnoafrykańskich dyktatorów. Na fali legitymizacji ich władzy Polska zawsze się wyróżniała: symbolicznie wyraził to nasz zmarły prezydent, 3 lata temu przyznając Hosniemu Mubarakowi Srebrny Krzyż Zasługi RP. Dziś, gdy dawne umowy imigracyjne padły wraz z autorytarnymi reżimami, władzom Unii ciśnie się na usta jedno słowo: Frontex. Polski plan na przyszłą, półroczną prezydencję, aby przeforsować wzmocnienie reżimu granicznego i poszerzyć kompetencje tej europejskiej agencji deportacyjnej zadowala więc wszystkich partnerów UE. Szef Frontexu, gen. Ilkka Laitinen już dziś apeluje: „potrzebujemy operacyjnej pięści: statków i helikopterów". Czy polskiemu rządowi uda się wypełnić śmiałe postulaty Frontexu? Póki co, Laitinen z pewnością może liczyć na medal.

Nie od dziś jednak Frontex cieszy się powszechnym uznaniem wśród władz UE. Budżet agencji pęcznieje z każdym rokiem, wraz z nowymi obowiązkami, które bez wahania cedują na nią przedstawiciele krajów członkowskich. Rządy UE zgadzają się dziś bowiem co do jednego – o ile „kwestią imigrancką" należy surowo zarządzać, akcje deportacyjne stanowczo szkodzą wizerunkowi. Jeszcze 2 lata temu surowo doświadczył tego rząd Francoisa Fillona: po transmitowanym we wszystkich krajowych mediach zniszczeniu nieformalnego obozu imigrantów w Calais – tzw. Dżungli – i wspólnej, brytyjsko-francuskiej akcji deportacyjnej, w której 27 Afgańczyków odesłano ekspresowo do ogarniętego wojną kraju, większość Francuzów głośno wyraziła swój niesmak. Minister ds. Imigracji i Tożsamości Narodowej, Eric Besson próbował się bronić: „Trzeba pamiętać, że przymusowe odsyłanie do Afganistanu nie jest nowością. Nowością jest tylko to, że po raz pierwszy od 2005 r. zorganizowane to zostało w formie lotu grupowego do spółki z Brytyjczykami. Dlaczego, kiedy władzę sprawowali talibowie, można było odesłać imigrantów do Afganistanu, ale kiedy sprawuje ją zachodnia koalicja walcząca z talibami, nie mamy prawa tego zrobić?" [1]

Na nic jednak przydała się ta oryginalna argumentacja: 44% Francuzów potępiło brutalną decyzję rządu (36% było za). W odpowiedzi na wizerunkowe i logistyczne trudności, Francja zaapelowała więc, aby w przyszłości to Frontex zajmował się organizowaniem regularnych lotów zbiorowych, którymi „nielegalni" imigranci odsyłani byliby do swoich krajów.

Ilkka Laitinen nie musiał czekać długo w swym warszawskim biurze, by jego agencja otrzymała odpowiednie środki na nowy cel. Jak doniósł Le Monde, 28 września 2010 r., doszło do pierwszej zbiorowej deportacji przy użyciu samolotu czarterowanego bezpośrednio przez agencję: 56 gruzińskich imigrantów, schwytanych w Austrii, Niemczech, Francji i Polsce zebrano w Warszawie i deportowano ekspresowo do Tbilisi. W samym 2011 r., Frontex planuje zorganizować do 40 takich lotów, w których Warszawa ma pełnić rolę „punktu zbiórki". Mając na uwadze jak uciążliwe historyczne analogie przywodzą na myśl podobne praktyki, zastępca dyrektora podkreślił, że mandat Komisji Europejskiej do wykonywania podobnych operacji „przynosi ulgę dla rządów państw członkowskich, które odtąd nie będą musiały nieść brzemienia negatywnej opinii publicznej, zawstydzenia i niezgody wywołanej procedurami zbiorowych repatriacji." [2]

Mimo iż przedstawiciele rządów w Unii Europejskiej nie muszą już spędzać bezsennych nocy przez niewygodne operacje kontroli granic, ludzie bezpośrednio egzekwujący prawo imigracyjne – strażnicy graniczni – zaczęli bić na alarm z powodu brutalności owych procedur. W grudniu 2010 r. niemiecki tygodnik Spiegel opublikował artykuł o znamiennym tytule „Grecja-Turcja: strażnicy graniczni ścigają uchodźców przez pole minowe". Artykuł bazował na raporcie przedstawionym Spieglowi przez niemieckich strażników, którzy odmówili przeprowadzania operacji Frontexu po tym, gdy nakazano im strzelać do imigrantów uciekających przez pole minowe. Według niemieckich strażników, podobne rozkazy kłócą się z prawem stanowionym w ich kraju, na co nie zwracali uwagi dowódcy operacji Frontexu.

Jak uniknąć buntu strażników? W sukurs agencji deportacyjnej przyszły m.in. polskie firmy i uczelnie wyższe. Politechnika Warszawska, Telekomunikacja Polska, wraz z innymi krajami UE, Turcją oraz Israeli Aerospace Industries, pracuje od 2008 r. nad wdrożeniem systemu inteligentnej kontroli granic – TALOS, który zastąpić ma patrolujących granice strażników pojazdami bezzałogowymi. Już w przyszłym roku ściganie imigrantów ma się stać przyjemną grą symulacyjną [3]. Odpowiedź na ludzkie słabości wobec nieludzkich rozkazów? Odczłowieczyć procedury.


No Border – nieformalny kolektyw, który stawia sobie za cel dążenie do swobody przemieszczania się. Zrzesza aktywistów, studentów, dziennikarzy. Jest organizatorem Dni Przeciwko Deportacjom 15-23 maja w Warszawie. [www.anti-frontex.noborder.org.pl]

[1] http://www.rfi.fr/polonais/actu/articles/118/article_9018.asp, data dostępu: 1.05.2011.

[2] „L’UE finance un rapatriement collectif de Géorgiens", Le Monde, 3.10.2010.

[3] http://talos-border.eu

Oda do Radości?

Historii jak ta nie opowie żaden hymn narodowy ani unijna Oda do Radości. A jednak, podobne opowieści są bliskie doświadczeniu milionów ludzi żyjących w Europie i co najmniej pięciuset tysiącom mieszkańców Polski.


To tak zwani „nielegalni”.


Otóż wyobraź sobie że dziś, w Twoim kraju, aby przejść przez ulicę nie trzeba tylko czekać na zielone światło – musisz też mieć na to odpowiednie dokumenty. Policja? Nie stoi po Twojej stronie. Choćby oszukał Cię pracodawca (nie płacąc za miesiąc roboty w pocie czoła), napadł Cię neo-nazista (bo masz skośne oczy), lub wyrzucił na bruk właściciel mieszkania (bo i tak nie masz umowy wynajmu) – pamiętaj: to oni są „autoryzowani”, mają na to dokumenty. Ty, „nie-obywatel”, „człowiek nielegalny”, nie masz żadnych praw: poza zwyczajną swobodą ruchu, także prawa do edukacji i powszechnej służby zdrowia, praw pracowniczych – za próbę upominania się o nie grozi Ci deportacja.


Młody chłopiec, Zahar, nie miał odpowiednich dokumentów, gdy znalazł się w Europie, prawie nie miał już nawet pieniędzy – miał za to niezwykle bogate jak na swój wiek doświadczenie: urodził się w kraju, na który od lat spada najwięcej bomb. Choć zachodnie wojska przekonywały go, że wyzwoli go jeszcze więcej bomb, wybrał dla siebie inną drogę: wędrował przez pół świata by dotrzeć do ziemi owych „wyzwolicieli”. Dotarł do ziemi słynnego podróżnika, Marco Polo. Od innych wędrowców ze swoich stron zdążył się nauczyć że nie wszyscy mają takie same prawo do podróżowania. Odwiedził Egipt, Libię i Tunezję, których słynne kurorty turystyczne pękały w szwach równie mocno co tajne więzienia.


Tamtejsi dyktatorzy budowali swe katownie właśnie dzięki dochodom z tej „autoryzowanej” przez nich turystyki. Zahar podróżował bez autoryzacji, ale czy nie bardziej sprawiedliwie? Przebył Kanał Sueski, przez który co dzień do Europy wędrują tysiące ton towarów z całego świata: nawet te plastikowe gadżety, wytworzone w pocie czoła za pół darmo, mają dziś większe prawa do podróży niż ich wyzyskiwani wytwórcy. Może dlatego, gdy zdecydują się uciec migrują oni upchnięci w przedziałach towarowych. Straż graniczna nie dysponuje co prawda miernikami, które wykazywałyby stopień wyzysku przy produkcji danej koszulki, ale wie, że towar nie oddycha. Dlatego też w trakcie kontroli pasażerowie zwykli nakładać na głowę plastikowe worki, by ich oddech nie pobudził mierników CO2. Zahar widział podobne czarne worki na głowach już wcześniej, w nieco innym kontekście – tysiącom ludzi z jego kraju nakładali je amerykańscy, a także polscy żołnierze, najczęściej niesłusznie domniemując ich winę. Także migranci są domniemanie winni „zbrodni” przekroczenia granicy, choćby uciekali z przesiąkniętych krwią gór Hindukuszu, czy zalanych ropą pól Delty Nigru.


Młody Zahar wiedział że jest uznany za domniemanie winnego, dlatego uciekał przed policją. Zginął zanim zdążył udowodnić, że miał prawo do ucieczki ze swego kraju i szukania spokoju gdzie indziej. W urwanym pamiętniku, który zostawił po sobie, zdążył jednak wyrazić oburzenie i stanowczą niezgodę na fakt, że władza w Europie podzieliła ludzi na „legalnych” I „nielegalnych”.


Żaden człowiek nie jest nielegalny. Migracja nie jest zbrodnią.


Cóż za paradoks! Polska, kraj dwóch milionów emigrantów, kraina odwiecznych gastarbeiterów, jest mało gościnna dla ludzi dzielących podobny los. Gości za to w swojej stolicy siedzibę głównej unijnej agencji deportacyjnej – FRONTEX, która koordynuje działania wszystkich europejskich straży granicznych i organów ścigających imigrantów. Polskie uczelnie, jak Politechnika Warszawska, a także firmy prywatne, w tym Telekomunikacja Polska, ściśle współpracują z FRONTEX-em w budowie innowacyjnych technologii inwigilacji i kontroli. Polskie władze, które jeszcze nie tak dawno honorowały dyktatora Egiptu Krzyżem Zasługi RP, proponują dziś, by w trakcie swej półrocznej prezydencji w UE wzmóc kontrolę „nielegalnych” i znacznie poszerzyć kompetencje FRONTEX-u. Możesz się temu przeciwstawić.


Polska jest sygnotariuszką Międzynarodowej konwencji o zwalczaniu i karaniu zbrodni apartheidu z 1973 roku, która termin „apartheid” definiuje jako: podjęcie legislacyjnych lub innych środków mających uniemożliwić grupie lub kilku grupom rasowym uczestniczenie w życiu politycznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym kraju i rozmyślne tworzenie warunków uniemożliwiających pełny rozwój takiej grupy lub grup, w szczególności przez pozbawianie członków grupy lub kilku grup rasowych wolności i podstawowych praw człowieka, a mianowicie prawa do pracy, prawa do tworzenia legalnych związków zawodowych, prawa do nauki, prawa do opuszczania swego kraju i powrotu do niego, prawa do posiadania obywatelstwa, prawa do swobodnego poruszania się i wyboru miejsca zamieszkania […] oraz prawa do swobodnego tworzenia pokojowych zrzeszeń I stowarzyszeń; [...] (artykuł IIc Konwencji) a także wyzyskiwanie pracy członków jednej lub kilku grup rasowych (art. II e). Ten rodzaj wykluczenia jest codziennością nie tylko dla Zahara dla wszystkich „nielegalnych” w Polsce i reszcie krajów członkowskich – żadna „Oda do Radości” nie odczaruje brutalnej rzeczywistości europejskiego apartheidu. Ustawy Unii Europejskiej mają się nijak do fundamentalnych praw ludzi represjonowanych na tym kontynencie, masz pełne prawo, żeby się im przeciwstawiać na każdym kroku. Bojkotuj firmy wspierające FRONTEX, protestuj przeciwko anty-imigranckiej polityce polskich władz, wesprzyj imigrantów w ich walce o prawa pracownicze, wyjdź na ulicę.